niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 3

                  Byłam wściekła! Jak Dymitr mógł myśleć, że go zdradziłam? Przecież cały czas myślałam tylko o nim, próbowałam przekonać go do tego, że możemy być razem, a tu takie coś! Tylko jak mam mu to wytłumaczyć? Przecież ja jestem w ciąży! Stanie niemożliwym jeśli jestem z dampirem!  Ale nie spałam z innym, tym bardziej morojem! Mógł myśleć o tym moim "związku" z Adrianem Iwaszkov'em, ale to nawet nie było nic poważnego!
                 Leżałam właśnie w sali kliniki, nudząc się potwornie. Jedynym gościem, który mnie odwiedził był mój ukochany, ale on wyszedł jakieś cztery godziny temu, po tym jak próbowałam mu wszystko wytłumaczyć. Innymi słowy, jestem znudzona, zdenerwowana i smutna, a to zła mieszanka. Wie to każdy, kto mnie zna. Nagle do sali weszła Lissa, razem z Eddim, który był jak zwykle opanowany i czujny.
-Hej Rose, nie chcieli mi powiedzieć, co ci jest. Wszystko w porządku?-zapytała zatroskanym głosem.
-Wszystko mi się właśnie zawaliło na głowę,  Dymitr nie chce mi uwierzyć, że go z nikim nie zdradziłam, a na dodatek, nie wiem jakim cudem, ale jestem w ciąży.-wydusiłam szybko, ciągle znudzona.
-Ale jak to jesteś w ciąży?! Z kim?!-wyrzucili zszokowani.
-No wielkie dzięki, kolejne osoby, które posądzają mnie o zdradę! Z nikim oprócz Dymitra nie sypiałam, więc nie mam pojęcia jakim cudem będę matką! Jeśli nie macie nic ciekawego do powiedzenia, to proszę wyjdźcie już z tej sali!
*
 -Kiedy będę mogła wrócić do wart i treningów? -zapytałam doktor Olendzką następnego dnia po śniadaniu. 
-Obawiam się Rose, że dopiero jak urodzisz. Nie możemy ryzykować życia dziecka. 
-O nie, nie zgadzam się! Co ja będę robiła przez te kilka miesięcy? Ja oszaleje od nic nierobienia!
-Spokojnie strażniczko Hathaway, nie wolno ci się denerwować. Na pewno królowa Wasylissa wymyśli ci jakieś zajęcie. -powiedziała lekarka spokojnym, matczynym tonem głodu.
-Właśnie. Lissa nie będzie miała wystarczającej ochrony. 
-Panna Dragomir jest bardzo dobrze chroniona przez Eddiego i strażnika Bielikova oraz innych. Na pewno nic jej nie będzie. Przez jeszcze dwa dni zostawię  Cię w szpitalu, a później poleżysz w swojej sypialni, stopniowo przyzwyczajając się do ruchu.

-Nic z tego!-podniosłam głos i w tym samym czasie, do sali wkroczył Dymitr.
-Znów robisz problemy Rose? Co się stało doktor Olendzka?

-Moja pacjentka nie może zrozumieć, że dla dobra dziecka, kategorycznie nie pozwalam jej pełnić wart i trenować.

-Jak długo?
-Dopiero po porodzie, a i wtedy nie wiadomo w jakim będzie stanie.
-Co to niby ma znaczyć, w jakim będzie stanie?  Nie mam zamiaru siedzieć w tej sali ani chwili dłużej.  Mam w dupie to co się może stać!-wykrzyczałam, podrywając się z łóżka. Niestety nogi mnie zawiodły i leżała bym na podłodze, gdyby nie szybka reakcja mojego ukochanego, który mnie złapał.
-Mogłaby Pani nas na chwilę zostawić samych? Chciałbym porozmawiać z Rose na osobności. 
-Oczywiście,  ja w tym czasie uzupełnię dokumentację.-powiedziała kobieta, opuszczając salę w trybie natychmiastowym.  Chwilę trwała niezmącona niczym cisza, słychać było tylko nasze ciche oddechu, aż w końcu Bielikov ją przerwał.
-Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? Lekarz zabronił ci chodzenia przez pewien czas, ale ty oczywiście musisz robić po swojemu. Już nie wspomnę o twojej deklaracji. Czy tego chcesz, czy nie, teraz odpowiadasz także za tą małą istotę w sobie i musisz myśleć również o niej. 
-Nie prosiłam się o nią, nie umiem być matką, więc będzie lepiej jak...
-Nawet nie myśl o usunięciu dziecka. Trzeba ponosić konsekwencje swoich działań,  więc będziesz robiła wszystko, co każe doktor Olendzka, a ja Cię przypilnuje. Lissa również mnie poprze w tej sprawie.
-Może nie myślałabym w ten sposób, gdybyś mi uwierzył, że z nikim cię nie zdradziłam!-wykrzyknęłam, a łzy, które od kilku minut cisnęły mi się do oczu, zaczęły spływać po policzkach.  Wtuliłam głowę w poduszkę, odwracając się do chłopaka plecami i próbowałam powstrzymać istny potok, ale mi to niespecjalnie wychodziło. W pewnym momencie poczułam jak Dymitr zaczyna gładzić  mój policzek, lecz szybko się odsunęłam na skraj łóżka, jak najdalej od jego dotyku, który w tym momencie mi nie pomagał. 
-Och Roza, tu nie chodzi oto, czy ci wierzę,  po prostu to genetycznie nie możliwe, byśmy mogli razem stworzyć życie. 
-Woluminy.-wyszeptałam, zachrypniętym od płaczu głosem.
-Co proszę?
-Potrzebuję starych woluminów, no wiesz, tych które czytałyśmy z Liss w akademii o Władymirze. Tam mogę znaleźć dla ciebie dowód, tylko muszę się dostać do Montany.
-W tym stanie nigdzie Cię nie puszczę. Masz się oszczędzać i dużo odpoczywać. Jeśli mnie zmusisz to przykuję cię łańcuchami do łóżka i możesz być pewna, że nie żartuje.-powiedział groźnie, po chwili spoglądając na zegarek-Wybacz kochanie, ale muszę iść na zmianę warty, przyjdę do Ciebie za kilka godzin i nie chcę słyszeć od nikogo, że były z tobą problemy.
-Spokojnie towarzyszu, na razie nie planuję żadnych wyskoków.-rzuciłam kpiąco,  układając się wygodniej na poduszce. Gdy wyszedł mój ukochany, wróciła lekarka, która po przebadaniu, zostawiła mnie samą. Minuty dłużyły mi się niemiłosiernie, nie miałam co robić i w końcu zmorzył mnie sen. 
    

1 komentarz:

  1. I szybko nadrobiłam! :D
    Ogólnie to historia podoba mi się. Najbardziej i tak zaciekawił mnie wątek z tą ciążą. Wciąż mnie zastanawia, jak do tego doszło? Hm. Interesujące! Jestem bardzo ciekawa, co wymyślisz! :D
    Hehe. Ja na miejscu Rose też bym się denerwowała, bo również nie umiem usiedzieć w jednym miejscu xD
    Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko i ślę całusy! :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń