piątek, 13 maja 2016

Rozdział 12 cz. 1



-Cóż, mam nadzieję, że nie zmienisz zdania na ten temat, gdy przedstawię ci powód, dla którego cię tu ściągnęliśmy. – mruknęłam, wstając ostrożnie z posłania.

-Nic nie zmieni mojej miłości do ciebie i naszego dziecka Roza. Powinnaś o tym wiedzieć najlepiej. - powiedział, pomagając mi przejść  krótki odcinek do drzwi.

-Spokojnie, nie jestem jakąś kaleką, żebyś musiał mnie prowadzić za rączkę Dymitr. Zejdźmy do jadalni, zaraz powinni podawać obiad. Mam ochotę na krwistego steka z frytkami i surówką z marchewki oraz jabłka. Mmmm pycha!

Mój ukochany roześmiał się tylko. Schodziliśmy po schodach i im bliżej celu byliśmy, tym bardziej się denerwowałam. Zdawałam sobie sprawę, że był poważny powód, dla którego rodzina Bielikowów nie wiedziała o przemianie ich członka ze strzygi s powrotem  w dampira. Pozostało mi się modlić, by miłość mojego życia nie znienawidziła mnie przez tą całą  sytuację.

       Wracając jednak do tej chwili. Gdy doszliśmy już do jadalni, usłyszałam kilka głosów, mówiących na raz i to sprawiło, że momentalnie się spięłam.  Strażnik wyczuł to od razu i zmarszczył brwi, spoglądając na mnie pytająco, a gdy nie odpowiedziałam na jego nieme pytanie, wszedł do pomieszczenia.  Po przestąpieniu progu, zatrzymał się gwałtownie i patrzył z niedowierzaniem na osoby się tam znajdujące.
-Synku. Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa, że wróciłeś do nas. - powiedziała ze łzami w oczach pani Bielikow, po czym rzuciła się, by uścisnąć syna. Dymitr w pierwszej chwili nie odwzajemnił uścisku, ale gdy minął szok, okręcił się z nią dookoła własnej osi.
- YA takzhe propustil mama.

-Więc czemu nie poinformowałeś nas wcześniej, że żyjesz? Młody człowieku, jak mogłeś nie dać znaku życia własnej rodzinie! Czy ty masz pojęcie przez co my przechodziliśmy? Gdyby nie przeczucia twojej babki, nadal żylibyśmy w nieświadomości! - zaczęła podnosić głos kobieta.
-Nie chciałem, żebyście musieli przeżywać w przyszłości wszystko jeszcze raz. Takim sposobem oszczędził bym wam dalszych nieprzyjemności.
-Wolę cierpieć jeszcze raz, niż stracić cię już teraz. To nie sprawiedliwe, że podjąłeś tą decyzję bez mrugnięcia okiem. Jakbyś już nie potrzebował starej matki ani rodziny. Zamiast tego postanowiłeś nas wymienić.  - załkała Olena.
-Nikogo nie chciałem wymienić, ciąża Rose była dla nas wielkim szokiem. Jeszcze kilka minut temu nie miałem pewności, czy dziecko jest moje, więc nie zarzucaj mi czegoś, co nie jest prawdą. Wszystkie swoje decyzje podejmowałem w dobrej wierze i przykro mi, że tego nie rozumiesz .- zakończył ze smutkiem ukochany.
-Podano do stołu, rozmowę proponuje dokończyć po posiłku. -wtrąciła moja rodzicielka, nie znoszącym sprzeciwu tonem.
         Przez cały czas, gdy jedliśmy, panowała niezmącona niczym cisza, jedynym dźwiękiem  były stukające o talerze  sztućce.

poniedziałek, 29 lutego 2016

Rozdział 11



Rodzina Dymitra została z nami przez cały dzień i noc. Ojciec jakimś cudem przekonał mojego chłopaka do tego, by przyleciał do Rosji w trybie natychmiastowym.





            Następnego dnia rano wstałam około dziesiątej,  wzięłam odprężającą kąpiel  i ubrana zeszłam powoli  do jadalni. W pomieszczeniu byli już wszyscy, stół suto zastawiony przez moją mamę.  Wiktoria otwarcie flirtowała z Reedem, nie przejmując się obecnością swojej rodziny, a on wydawał się z tego faktu zadowolony.

-Witam wszystkich! - zawołałam wesoło, podchodząc do ostatniego, wolnego miejsca.



               Mój nastrój był nadzwyczaj dobry, jedyne co go przyćmiewało to wielki głód oraz pragnienie. Teraz gdy miałam już pamiętnik św. Władymira, mogłam dowiedzieć się czegoś więcej o cudzie, który mnie spotkał. Tego dnia miałam przestudiować go do końca, gdyż wcześniejsze wpisy nie  uwzględniały Anny Pocałunek Cienia. Mowa w nich była o dokonaniach świętego pod względem leczenia ludzi. Wracając jednak do śniadania, to zjedliśmy je w ciszy i nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego, gdy Olena zadała pytanie, na które również chciałam znać odpowiedź.


-Kiedy mój syn będzie w domu?

-Z tego co wiem, to odrzutowiec już jest niedaleko. Kwestia kilku godzin. Powinien już przelatywać nad Polską. - dodał Abe, uważnie patrząc na jej reakcję. Kobieta wyraźnie się odprężyła, po czym wstała od stołu i ruszyła na piętro.





                Po zjedzeniu posiłku i wypiciu ziołowej herbaty oraz trzech szklanek soku pomarańczowego,  wróciłam do swojego pokoju. Leżąc na łóżku, wertowałam dziennik.   W końcu po dwóch godzinach dotarłam do wzmianki o Annie.







"Stan Anny pogarsza się z każdym miesiącem, ostatnio próbowała rzucić się na jedną ze służek. Ludzi coraz bardziej ogarnia strach, ale chyba wiem czego jej trzeba, by wszystko wróciło do normy.  Chodzi o krew…"





                  Dalej było jak święty przekonał się o prawdziwości swojej teorii. Z każdym kolejnym zdaniem byłam coraz bardziej przerażona. Obserwowanie jak Lissa oraz inni moroje pili krew, oddawanie swojej dla nich bądź zamienionego w strzygę Dymitra, to jedno. Co innego dowiedzieć się, że samemu trzeba będzie ją spożywać. Z lektury wynikało, że Anna poczuła łaknienie pod koniec czwartego miesiąca, a kilka dni później  rzuciła się na kobietę, która się nią zajmowała.

*

          Cztery godziny od śniadania  usłyszałam jakiś łoskot  za drzwiami  pokoju. Po chwili do pomieszczenia wpadł Dymitr, który szybko złapał mnie w swoje ramiona i mocno przytulił.

-Tęskniłam za tobą  Towarzyszu. - wyszeptałam, z głową wtuloną w jego klatkę piersiową.-Ja za tobą też Roza. Ostatni raz rozstajemy się na tak długo. Zabieram cię z powrotem na dwór. - mówił wzburzony, co chwila całując czubek mojej głowy.
-Ale ja się stąd nigdzie nie ruszam. Mam tu doskonałą opiekę, rodziców. Tam nie wytrzymam nawet dnia, siedząc samotnie i nic nie robiąc. - powiedziałam, unikając jego wzroku.
-Nie będziesz sama skarbie, jest przecież Lissa, Eddie oraz inni nasi znajomi  znajdujący się na dworze. - oznajmił, łapiąc w końcu moje spojrzenie.
- Sądzę, że jeszcze do tego wrócimy. Teraz czas na ważniejsze sprawy. - rzuciłam , po czym sięgnęłam po opasłe tomiszcze, leżące na szafce nocnej i znalazłam zaznaczony wcześniej fragment tekstu -Przeczytaj proszę ten wpis, mam nadzieje, że dzięki temu w końcu mi uwierzysz.


               Przez dłuższy czas w pomieszczeniu panowała cisza. Ze zniecierpliwieniem oczekiwałam reakcji mężczyzny mojego życia, na wieść, że dziecko noszone przeze mnie jest także jego.  W końcu z kamienną twarzą odłożył dziennik na bok i zawiesił spojrzenie na moim wzdętym brzuchu. Po kilku minutach podniósł rękę, umieścił ją na mojej wcześniej wspomnianej części ciała, a w jego oczach widać było troskę, czułość i ogromną miłość.


-Nawet jeśli nie byłoby moje, to i tak kochałbym was oboje.  Jestem najszczęśliwszym dampirem na świecie, mając waszą dwójkę.


------------------@--@-------------------------------
Cóż,  dobra wiadomość jest taka, że zdążyłam przed końcem miesiąca.  Zła-to tylko kilka godzin przed pierwszym marca. Nie mam pojęcia kiedy pojawi się następny.  Najpewniej przed końcem następnego miesiąca,  aczkolwiek wolę wam niczego nie obiecywać. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.  W końcu mamy Dymitra,  a już w następnym jego spotkanie z rodziną. Pozdrawiam wszystkich  gorąco i do następnego. ;*





sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 10


         Mijały kolejne dni, a ja robiłam się coraz to większa i gorzej się czułam. Lekarze nie wiedzieli co jest tego powodem. Będąc w czwartym miesiącu całe dnie spędzałam w łóżku  i nie miałam na nic siły, co niepokoiło moich rodziców.




           Ostatniego dnia czerwca obudziłam się jak zwykle około jedenastej w południe i byłam głodna jak wilk. Podniosłam się  ostrożnie z posłania, umyłam, ubrałam i zeszłam na dół, gdzie słyszałam głosy moich staruszków.

-Dobry. Co na śniadanie, bo jesteśmy strasznie głodni. - zajęczałam żałośnie, wchodząc do jadalni, gdzie powitało mnie siedem par oczu. Zatrzymałam się w pół kroku na widok znajomych mi twarzy.
-Olena, Sonia, Karolina, Pawka, Wiktoria, co wy tu robicie? - zapytałam nadal będąc w szoku. Nie codziennie w domu mojego ojca spotykam rodzinę mężczyzny, który nawet ich nie poinformował, że żyje.
-Rose. Jak ty...urosłaś. - odezwała się po chwili milczenia matka Dymitra.
-A to mnie ostrzegała przed bliższymi kontaktami z morojami. Tak pozatym to szybko pocieszyła się po moim bracie, nie ma co. - wtrąciła się szybko Wiktoria, z dobrze wyczuwalnym jadem w głosie.
-Wiki! Zachowuj się młoda damo! - upomniała córkę  Olena.
-Czemu Rose miała by się pocieszać po Dymitrze? -zapytała moja mama, niczego nie świadoma.
-Jak to dlaczego? Mój brat nie żyje od ponad roku, a ona jest w ciąży od przynajmniej trzech miesięcy!
-Nie żyje? W takim razie czemu... -zaczęła moja mama, ale w tym momencie do pomieszczenia weszła Jewa.
-Zdravstvuyte, moi dorogiye , kak vy?
-Kolejny raz się nie nabiorę, mów proszę po angielsku żebym cię zrozumiała.
-Dla matki mojego prawnuka zrobię tą przyjemność. Źle wyglądasz dziewczyno, czy ty w ogóle coś jesz? Powinnam złoić waszej dwójce skórę za nie odzywanie się do starej babki. - rzuciła groźnie staruszka.
-O czym ty mówisz mamo?
- O nierozsądnej decyzji twojego syna, ja wiedziałam, że on za bardzo honorowy, ale nie powiadomić własnej rodziny, że się żyje to już głupota. Tak samo jak to, że gdybym nie miała przeczucia, nie dowiedzielibyśmy się o dziecku. Ściągaj tu natychmiast mojego wnuka Roza, nie ruszam się  stąd dopóki się z nim nie rozmówię. -powiedziała, demonstracyjnie siadając na krześle i zakładając ręce na piersiach.
-Z tym będzie problem, on jest w Stanach i nie zanosi się na to, by przyjechał w najbliższym czasie.- odpowiedziałam  spokojnie.
-Dzwoń do niego, tylko nie mów o nas. Czy ja muszę was młodych wszystkiego uczyć?
-Ja zadzwonię, a ty coś zjedz. -zaoferował Abe, po czym opuścił pomieszczenie.


---------------------------------------
* z j. rosyjskiego Witaj moja droga, jak się czujesz?



czwartek, 24 grudnia 2015

Wesołych świąt!

Dymitra  w kominie,
prezentów po szyję,
dwa metry choinki,
cukierków trzy skrzynki,
przed oknem bałwana,
a w sylwestra zabawy
do białego rana.







niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 9



-Po co ci takie wiekowe książki Rose?- odezwał się brunet.

-Muszę udowodnić wszystkim niedowiarkom, że Rosemari Hathaway ma racje i nikogo nie zdradziła, a najbardziej Dymitrowi.

-I do tego ci ta cała makulatura? – zapytał sceptycznie.

-Od pewnego czasu tylko w takich dziennikach znajduję wskazówki.

-No dobrze, już. – rzucił, biorąc w ręce jeden z egzemplarzy – To czego w takim razie szukamy?

-Jak znajdę już to „Coś” wtedy ci powiem. Sądzę jednak, że chodzi o kolejny  z cudów, taki jak Anna Pocałunek Cienia. – odparłam, po czym zagłębiłam się w lekturę. 

                Po kilku godzinach siedzenia po turecku i nachylania nad książką, moje ciało postanowiło zaprotestować. Bolały mnie szyja, kręgosłup oraz nogi, więc postanowiłam zejść na parter i przynieść coś do jedzenia. Nie przewidziałam jednakże tego, że kończyny dolne nie będą chciały mnie słuchać, więc gdyby nie szybki refleks Reeda, leżała bym rozciągnięta na podłodze.

-Uważaj  Rosie,  to się mogło źle skończyć. – powiedział, odstawiając mnie z powrotem na łóżko i podnosząc księgę, która jakimś cudem znalazła się na podłodze – Czemu wstałaś głuptasie?
-Ile razy mam ci powtarzać, żebyś mnie tak nie nazywał? Chciałam po prostu wyprostować kości i skoczyć po coś do jedzenia. Nasza dwójka jest potwornie głodna. – zajęczałam żałośnie, na co chłopak się zaśmiał.
-Posiedź tu spokojnie, a ja ci coś zaraz przyniosę, okej?
-Spoko. Tylko jakbyś mógł jeszcze jakieś żelki skombinować,  to byłoby wspaniale. Najlepiej takie kwaśne robaczki.

- Zobaczę co da się zrobić. Zajmij się lepiej tymi zapiskami.
                Gdy tylko wyszedł, otworzyłam księgę, będącą dziennikiem Św. Władymira, na stronie , która przypadkowo się otworzyła przy jej upadku i zaczęłam czytać. Po kilku minutach natrafiłam na fragment, który mnie zaciekawił.



"Dni ostatnio bywają kapryśne, a wraz z nimi ludzie. Od ostatniego ataku demonów minęło kilka dób, wszyscy nadal wydają się nie dowierzać temu co się stało. Ale oto obok mnie siedzi żywy dowód na to, że udało mi się dokonać cudu i to dosłownie żywy, gdyż ten oto mężczyzna z potwora stał się na nowo ułaskawiony przez Boga, odzyskując swą duszę. Camillo Del Silli  jest teraz dampirem, który żałuje swych niecnych uczynków jako dziecko diabła i moim obowiązkiem jest udzielić mu przebaczenia w imię Ojca. (...)"




                Dalej były opisywane wyniki obserwacji owego dampira, przez świętego i jakieś drobne wydarzenia, aż natchnęłam się na kolejny ciekawy fragment.


Niesamowite.  Pierwszy raz spotkałem się z takim cudem.  Niektórzy przypisują go mi, ale to prawdopodobnie błogosławieństwo dla Anny Pocałunek cienia i Camillo Wyrwanego ze szponów śmierci albo  kolejny efekt uboczny mojej ingerencji w ich życie.  Niemniej jednak wszyscy radują się szczęściem tej dwójki, od czasu gdy rozeszła się wieść, iż Anna jest brzemienna.





-Bingo. – powiedziałam, uśmiechając się i gładząc swój widoczny już brzuch -  Teraz twój tatuś się już nie wykręci.